piątek, 26 lipca 2013

two ♥

Czekaliśmy w napięciu i podnieceniu na przydzieleniu do domów. Profesor McGonagall, wzięła jakąś tiarę i oznajmiła, że będzie wywoływać poszczególne osoby, a one będą wkładały tiarę na głowę. Wtedy położyła ją na stołek a ona zaczęła śpiewać. Mówiła o czterech domach, o więzi między ich założycielami. O buntowniczym Slytherinie, odważnym Gryffindorze, mądrej Ravenclav i dobrej Huffelpuf. Gdy tiara skończyła śpiew, opiekunka Gryffindoru zaczęła wyczytywać nazwiska. Pierwsza była to Abbott Hanna. Została przydzielona do Huffelpuf’u. Po paru innych osobach, wreszcie nadeszła kolej na mnie. Nogi mi drżały. Kiedy szłam po stopniach potknęłam się i prawie przywróciłam. Chciałam, by było już po wszystkim. Usłyszałam za sobą śmiechy. Usiadłam ostrożnie na stołku i włożyłam tiarę. Usłyszałam głos w głowie. HM… JEST TU TĘGI UMYSŁ. MASZ NAPRAWDĘ DUŻO INTELIGENCJI. IDEALNIE PASOWAŁABYŚ DO RAVENCLAV CHOCIAŻ… WIDZĘ W TOBIE OGROMNIE DUŻO ODWAGI. MOŻE NAWET WIĘCEJ NIŻ INTELIGENCJI? Chce do Gryffidoru, pomyślałam. DO GRYFFINDORU… OCZYWIŚCIE. SKORO TAK TO NIECH BĘDZIE… wstrzymałam oddech GRYFFINGOR! Tego co czułam nie mogłam opisać. Ten smutek, który czułam jeszcze przed chwilą, kiedy Draco, mnie zranił, wydawał się odległym wspomnieniem. Szczęście towarzyszyło najwspanialszemu uczuciu jakiego nie znałam, a uczucie to, było niesamowite. Nie słyszałam nic. Liczyła się tylko ta chwila. Nawet nie zauważyłam, jak znalazłam się przy stole Gryffonów. Nie zauważyłam nawet, że parę jeszcze osób zostało przydzielone. Dopiero po chwili podniosłam głowę i ujrzałam jego. Dracona Malfoya. Właśnie szedł ku stołku, na którym spoczywała tiara przydziału. Przełknęłam ślinę. Spojrzałam na niego, a on na mnie. Nasze spojrzenia się spotkały. Miałam stu procentową głuchotę. Po chwili jedynie zobaczyłam jak zsiada ze stołka i idzie dumnym i dostojnym krokiem do stołu ślizgonów. Spojrzał w bok. W stronę stołu gryfonów. Nie mogłam odczytać wyrazu jego twarzy. Odwróciłam głowę, by spojrzeć na pozostałych gryfonów. Siedział tam jakiś chłopiec, w moim wieku. Był pulchny, miał ciemne włosy i trzymał w ręku ropuchę. Obok niego siedziała jakaś dziewczyna o jasnych włosach. Z tego co usłyszałam miała chyba na imię Lavender. Obok niej siedziała jeszcze jedna. Naprzeciwko mnie siedział jakiś rudy wysoki chłopak. A na miejscu przy mnie siedział jakiś chudy, niski z czarnymi włosami i blizną o kształcie błyskawicy na czole. Co, co, co? Blizna w kształcie błyskawicy. No tak to przecież Harry Potter! Byłam pod wrażeniem. Niedługo później zaczęliśmy jeść. Z tych emocji zupełnie zapomniałam, że byłam głodna.
♚ ♚ ♚
Minęło parę dni, dzięki którym, doszłam do wniosku, że w Hogwarcie jest wszystko idealne. Jedzenie, lekcje (jak się okazało na sam początek zarobiłam wiele punktów za moje umiejętności, więc chyba muszę przyznać, że jestem nawet dobra!), dormitorium, atmosfera w całym zamku i ogólnie wszystko! No, chyba jedynym minusem i to dość dużym (mającym metr sześćdziesiąt) był Malfoy. Jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś tak… STRASZNEGO! Nawet i to określenie wydaje się zbyt łagodne. Dzięki niemu zarywałam parę nocy na płaczu, przez co następnego dnia wyglądałam okropnie z podpuchniętymi oczami. Mimo wszystkiego postanowiłam, że będę udawała, że mnie to nie obchodzi co on o mnie mówi. Może i mi to sprawiało przykrość, nie mogłam tego po sobie poznać. Wiedziałam, że nie mogę mu pokazać, że ‘Granger ta szlama’ ma słaby punkt i jest cała słaba. Starałam się nie zwracać uwagi na to co robi i mówi. Aż wreszcie dostałam przez niego szlaban u Snape. On jako jego pupilek z pewnością nie dostał kary, choć wiedział co się tak naprawdę stało.
Lekcje eliksirów jak zawsze odbywały się w lochach. Tym razem mieliśmy uwarzyć eliksir pozwalający zmienić cząstkę swojego wyglądu. Czyli na przykład skróć sobie włosy, zmienić kolor brwi, lub co tam innego co jeszcze byś tylko chciał. Wtedy Malfoy, który przechodził obok mojego stolika udał, że mu coś spadło i podłożył obok mojej torby fajerwerki ze sklepu z magicznymi żartami, wyjął jedną i przeszedł do swojego kociołka. Gdy Snape, poniżał Nevilla, owego pulchnego chłopca, on wrzucił fajerwerkę do kociołka jakiegoś puchona. Rozpoczęła się straszna panika. Kocioł wyrzucił swoją zawartość na każdego, który znajdował się w Sali. Na skutek czego Każdy został porośnięty jakimś grzybem w rozmaitych miejscach swego ciała. Snape szybko ogarnął sytuację i przywrócił każdemu dawną postać. Rozpoczął dochodzenie. Wtedy Malfoy, załgał, że to ja rzuciłam fajerwerki. I w tym momencie Snape zauważył owe pudło.
Właśnie w ten sposób zarobiłam szlaban, choć próbowałam się uratować i mówiłam prawdę on mi nie uwierzył. Teraz siedzę na swoim łóżku i nie wiem co zrobić. PRZECIEŻ DOSTAŁAM SZLABAN. A ja nie mogę mieć szlabanu.


~ A oto i nowy rozdział. Jeśli wam się spodobał, skomentujcie, dostanę przez to ochotę do dalszej pracy. Jeśli jednak Ci się nie spodobał, też skomentuj, bym wiedziała co zmienić i czym Ci dogodzić. Podziękuję także za wszystkie dotychczasowe komentarze, które mnie także zachęciły do pracy. Oraz mam nadzieję, że ten rozdział jest trochę dłuższy, a jeśli dalej niewystarczająco zdradzę Ci, że dalsze rozdziały powinny być dłuższe c:  -A

4 komentarze:

  1. Kiedy nowy rozdział ? ;D Bardzo mi się spodobało to opowiadanie, chociaż przed chwilą odkryłam tego bloga :P I oby tak dalej z pisaniem bo naprawdę ci to wychodzi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Postaram się dodać jakoś w tym tygodniu, może uda mi się do poniedziałku

    OdpowiedzUsuń
  3. aaaaaa! Zajebisty blog ^^ ciekawie się zaczyna... :D Czekam na następny rozdział *-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaczynam czytac i przyznaje, ze mi sie podoba : )

    OdpowiedzUsuń