Czekaliśmy w napięciu
i podnieceniu na przydzieleniu do domów. Profesor McGonagall, wzięła jakąś
tiarę i oznajmiła, że będzie wywoływać poszczególne osoby, a one będą wkładały
tiarę na głowę. Wtedy położyła ją na stołek a ona zaczęła śpiewać. Mówiła o czterech
domach, o więzi między ich założycielami. O buntowniczym Slytherinie, odważnym
Gryffindorze, mądrej Ravenclav i dobrej Huffelpuf. Gdy tiara skończyła śpiew,
opiekunka Gryffindoru zaczęła wyczytywać nazwiska. Pierwsza była to Abbott
Hanna. Została przydzielona do Huffelpuf’u. Po paru innych osobach, wreszcie
nadeszła kolej na mnie. Nogi mi drżały. Kiedy szłam po stopniach potknęłam się
i prawie przywróciłam. Chciałam, by było już po wszystkim. Usłyszałam za sobą
śmiechy. Usiadłam ostrożnie na stołku i włożyłam tiarę. Usłyszałam głos w
głowie. HM… JEST TU TĘGI UMYSŁ. MASZ NAPRAWDĘ DUŻO INTELIGENCJI. IDEALNIE
PASOWAŁABYŚ DO RAVENCLAV CHOCIAŻ… WIDZĘ W TOBIE OGROMNIE DUŻO ODWAGI. MOŻE
NAWET WIĘCEJ NIŻ INTELIGENCJI? Chce do Gryffidoru, pomyślałam. DO GRYFFINDORU…
OCZYWIŚCIE. SKORO TAK TO NIECH BĘDZIE… wstrzymałam oddech GRYFFINGOR! Tego co
czułam nie mogłam opisać. Ten smutek, który czułam jeszcze przed chwilą, kiedy
Draco, mnie zranił, wydawał się odległym wspomnieniem. Szczęście towarzyszyło
najwspanialszemu uczuciu jakiego nie znałam, a uczucie to, było niesamowite.
Nie słyszałam nic. Liczyła się tylko ta chwila. Nawet nie zauważyłam, jak
znalazłam się przy stole Gryffonów. Nie zauważyłam nawet, że parę jeszcze osób
zostało przydzielone. Dopiero po chwili podniosłam głowę i ujrzałam jego.
Dracona Malfoya. Właśnie szedł ku stołku, na którym spoczywała tiara
przydziału. Przełknęłam ślinę. Spojrzałam na niego, a on na mnie. Nasze
spojrzenia się spotkały. Miałam stu procentową głuchotę. Po chwili jedynie
zobaczyłam jak zsiada ze stołka i idzie dumnym i dostojnym krokiem do stołu
ślizgonów. Spojrzał w bok. W stronę stołu gryfonów. Nie mogłam odczytać wyrazu
jego twarzy. Odwróciłam głowę, by spojrzeć na pozostałych gryfonów. Siedział
tam jakiś chłopiec, w moim wieku. Był pulchny, miał ciemne włosy i trzymał w
ręku ropuchę. Obok niego siedziała jakaś dziewczyna o jasnych włosach. Z tego
co usłyszałam miała chyba na imię Lavender. Obok niej siedziała jeszcze jedna.
Naprzeciwko mnie siedział jakiś rudy wysoki chłopak. A na miejscu przy mnie
siedział jakiś chudy, niski z czarnymi włosami i blizną o kształcie błyskawicy
na czole. Co, co, co? Blizna w kształcie błyskawicy. No tak to przecież Harry
Potter! Byłam pod wrażeniem. Niedługo później zaczęliśmy jeść. Z tych emocji zupełnie
zapomniałam, że byłam głodna.
♚ ♚ ♚
Minęło parę dni,
dzięki którym, doszłam do wniosku, że w Hogwarcie jest wszystko idealne.
Jedzenie, lekcje (jak się okazało na sam początek zarobiłam wiele punktów za
moje umiejętności, więc chyba muszę przyznać, że jestem nawet dobra!),
dormitorium, atmosfera w całym zamku i ogólnie wszystko! No, chyba jedynym
minusem i to dość dużym (mającym metr sześćdziesiąt) był Malfoy. Jeszcze nigdy
nie spotkałam kogoś tak… STRASZNEGO! Nawet i to określenie wydaje się zbyt
łagodne. Dzięki niemu zarywałam parę nocy na płaczu, przez co następnego dnia
wyglądałam okropnie z podpuchniętymi oczami. Mimo wszystkiego postanowiłam, że
będę udawała, że mnie to nie obchodzi co on o mnie mówi. Może i mi to sprawiało
przykrość, nie mogłam tego po sobie poznać. Wiedziałam, że nie mogę mu pokazać,
że ‘Granger ta szlama’ ma słaby punkt i jest cała słaba. Starałam się nie
zwracać uwagi na to co robi i mówi. Aż wreszcie dostałam przez niego szlaban u
Snape. On jako jego pupilek z pewnością nie dostał kary, choć wiedział co się
tak naprawdę stało.
Lekcje eliksirów jak
zawsze odbywały się w lochach. Tym razem mieliśmy uwarzyć eliksir pozwalający
zmienić cząstkę swojego wyglądu. Czyli na przykład skróć sobie włosy, zmienić
kolor brwi, lub co tam innego co jeszcze byś tylko chciał. Wtedy Malfoy, który
przechodził obok mojego stolika udał, że mu coś spadło i podłożył obok mojej
torby fajerwerki ze sklepu z magicznymi żartami, wyjął jedną i przeszedł do
swojego kociołka. Gdy Snape, poniżał Nevilla, owego pulchnego chłopca, on
wrzucił fajerwerkę do kociołka jakiegoś puchona. Rozpoczęła się straszna
panika. Kocioł wyrzucił swoją zawartość na każdego, który znajdował się w Sali.
Na skutek czego Każdy został porośnięty jakimś grzybem w rozmaitych miejscach
swego ciała. Snape szybko ogarnął sytuację i przywrócił każdemu dawną postać.
Rozpoczął dochodzenie. Wtedy Malfoy, załgał, że to ja rzuciłam fajerwerki. I w
tym momencie Snape zauważył owe pudło.
Właśnie w ten sposób
zarobiłam szlaban, choć próbowałam się uratować i mówiłam prawdę on mi nie
uwierzył. Teraz siedzę na swoim łóżku i nie wiem co zrobić. PRZECIEŻ DOSTAŁAM
SZLABAN. A ja nie mogę mieć szlabanu.
~ A oto i nowy
rozdział. Jeśli wam się spodobał, skomentujcie, dostanę przez to ochotę do
dalszej pracy. Jeśli jednak Ci się nie spodobał, też skomentuj, bym wiedziała
co zmienić i czym Ci dogodzić. Podziękuję także za wszystkie dotychczasowe
komentarze, które mnie także zachęciły do pracy. Oraz mam nadzieję, że ten
rozdział jest trochę dłuższy, a jeśli dalej niewystarczająco zdradzę Ci, że
dalsze rozdziały powinny być dłuższe c:
-A
Kiedy nowy rozdział ? ;D Bardzo mi się spodobało to opowiadanie, chociaż przed chwilą odkryłam tego bloga :P I oby tak dalej z pisaniem bo naprawdę ci to wychodzi :)
OdpowiedzUsuńPostaram się dodać jakoś w tym tygodniu, może uda mi się do poniedziałku
OdpowiedzUsuńaaaaaa! Zajebisty blog ^^ ciekawie się zaczyna... :D Czekam na następny rozdział *-*
OdpowiedzUsuńZaczynam czytac i przyznaje, ze mi sie podoba : )
OdpowiedzUsuń